ChanLee

0/10 - BEZNADZIEJA Ostatnimi czasy zainteresowałam się literaturą japońską. Potrzebowałam odmienności - amerykańscy pisarze zaczęli mnie już nudzić, a twórczości Dalekiego Wschodu nie miałam jeszcze okazji przeczytać. Będąc w swoim świętym miejscu zwanym biblioteką, zanurkowałam pomiędzy regały i cudem znalazłam tę niedużego formatu książeczkę. Uradowana wróciłam do domu i w wolnej zaczęłam lekturę. I to był błąd. No niestety, natrafiłam na plugastwo, które utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie wszystko co napisze rodowity Japończyk, musi koniecznie być dobre. Ilość przekleństw w tekście przeraziła nawet mnie, a przecież polską łaciną posługuję się już hoho, ile lat. Sposób bycia głównej bohaterki w ogóle do mnie nie podszedł, przez całą lekturę mnie irytowała, ale czarę goryczy przelał seks jako zapłata za tatuaż. Nie no, serio? Japończycy naprawdę mnie zadziwiają, skoro ten twór nagrodzili literacką Akutagawa Prize. Dla mnie to nawet nie była literatura, a czysta grafomania zbuntowanej nastolatki z blogowego światka. Nie polecam!